Archiwum listopad 2002


ponad nia?
Autor: zmieniona-trzy-kropki
27 listopada 2002, 01:34

a gdyby tak rozlozyc skrzydla (najpierw je zbudowawszy) i wzleciec ponad ciemnosc??? byc ponad chlodem i strachem?...leciec tak slodko nie przejmujac sie nawet upadkiem???...piekne...

ale k***a niemozliwe...nie ze mna ...nie z moimi skrzydlami...nie na tym swiecie...

wiec bede sie bac dalej...

ciemnosc...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
27 listopada 2002, 00:33

spokojnie wdycham kurz ksiazek ukladanych niedawno przeze mnie na polce...patrze sie tepo w sciane...pies szczeknal przez sen...ocknelam sie...zwrocilam wzrok w strone okna...i co tam widze? ciemnosc....przerazajaca samotna chlodna ciemnosc...nawet nie widze latarni zwykle rozswietlajacych ulice...nie widze luny ich swiatla...nie widze domu na przeciwko mojego bloku...nie widze tam nic...chociaz...jakis obraz jest...chlod...wilgotny...przeszywajacy mimo szczelnosci okien chlod....i widze siebie...widze swoje odbicie w szybie okna...siebie na tle tej ciemnosci...

boje sie...boje sie tej ciemnosci...swojego odbicia...tego bloku na przeciwko...tego chlodu...boje sie ze Ciebie nie ma...nie otulasz mnie juz soba...nie koisz mnie swoja obecnoscia...a tak bardzo chcialabym sie w Tobie zanurzyc...tak chcialabym poczuc...ale boje sie...

a jezeli ta ciemnosc juz zawsze bedzie???jezeli juz zawsze bede sie bac???

dylemat...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
27 listopada 2002, 00:20

wiem ze to banalne i byc moze nie warte napisania tutaj...ale dla mnie to naprawde problem...no moze nie problem ale mam duzo myslenia nad tematem...

chodzi mianowicie o NIEGO oczywiscie...bylismy ostatnio w kinie...(swoja droga polecam "the ring")bylo calkiem milo itd itp...jednak stwierdzam ze inicjatywa na jakiekolwiek spotkania wychodzi ode mnie...nie od NIEGO...wiem ze 1)kocham GO wciaz dlatego staram sie o spotaknia 2)faceci raczej nie dbaja zazwyczaj o zwiazki platoniczne(tym bardziej po zwiazku) 3)on musi sie duuuzzzooo uczyc...w koncu to ETI a nie szkolka niedzielna...

ale przeciez obiecywal mi przyjazn...wtedy ...21 maja....a nawet pozniej...(wlasnie stwierdzilam ze zapomnialam o "rocznicy" rozstania w tym miesiacu...moze troche ze mna lepiej?)...i co mam z tej przyjazni?spotkania kiedy sie o nie postaram?...moze pomyslicie(niektorzy na pewno...)ze jestem szczeniakiem ganiajacym za swoim ogonem bez sensu...moze stwierdzicie ze mam glupie problemy i ze nie jestem dojrzala piszac takie bzdury...powiem tylko na swoja obrone ze jestem szczera...a do tego kocham...naprawde kocham!

i teraz nie wiem czy zaprosic go na ten pierwszy bal...powinnam? czuje sie jak w podstawowce kiedy dziewczynka chciala zaprosic chlopca na dyskoteke ale bala sie "nie"...

mimo ze to juz nie podstawowka...ja tez boje sie "nie"...ale to chyba normalne...prawda?

*ERA*
Autor: zmieniona-trzy-kropki
25 listopada 2002, 23:57

na pewno widzieliscie reklame ERY ktora rozpoczyna mala dziewczynka mowiac slodkim glosikiem: "szukaj w ludziach dobra"...

na poczatku ta reklama(jak wiekszosc) irytowala mnie strasznie...bo wlasciwie super ale co to wszystko ma do telefonii komorkowej???(no moze poza "zadzwon do mamy";) )...

ale jak tak odlaczyc to od telefonow komorkowych...posluchac...przemyslec i wpisac te slowa w nasze zycia?....te slowa moja sens...moze nie jezeli chodzi o komorki ale o zycie...

reklama dzieki ktorej mozemy uslyszec o rzeczach najwazniejszy w zwiezly i prosty sposob...

a wiec..."szukaj w ludziach dobra"....powodzenia....znajdziemy gdzies na pewno...ale zacznijmy najpierw od siebie

pozytywnie...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
22 listopada 2002, 18:58

nie napisze tu o zadnym seksie...ani o przyjazni...bron Boze o milosci...ani o sensie egzystencji czy smierci...ani o bolu cierpieniu czy tego jak ten caly swiat mnie rani...jaki swiat jest okrutny a ludzie wredni! NIE! nie dzisiaj...

nie stalo sie nic co by wskazywalo na moj dobry humor...dzisiejszy dzien jest jak kazdy z tych dni kiedy nie czuje sie ani  lepiej ani gorzej...po prostu tak sie zastanawiam...dlaczego nie potrafimy dojrzec malych radosci???W KAZDYM DNIU MOZNA JE ODNALEZC...ale my nie chcemy...unikamy tego...przeciez wrazliwy inteligetny i poczytny blogowicz nie moze pisac o tym jaki swiat piekny w szczegolach...takie blogi sa z reguly kwalifikowane do tych malo wartosciowych ktore pisza rozhisteryzowane gorace 13...

nauczmy sie w koncu cieszyc zyciem pomimo tego ze cos boli...rozumiem ze nie zawsze sie tak da...ale ZAWSZE mozna probowac....bo zachowujemy sie jak gorace 50 z doswiadczeniem zyciowym na karku ludzi po 100 zmeczonych zyciem jak malo czym na tym swicie...a mamy zycie TYLKO jedno(czego chyba nawet pisac nie musze chyba ze ktos w reinkarnacje wierzy)....nauczmy sie zyc...skoro ktos kiedys dal nam taka szanse...

glupi...(?)
Autor: zmieniona-trzy-kropki
20 listopada 2002, 01:10

rozlozyc skrzydla i poszybowac jak najdalej i jak najszybciej...delektujac sie chlodnym wiatrem na twarzy i ta chwila ta jedna sekunda minuta czy godzina itd... itp...

dlaczego jestesmy do tego niezdolni???tacy ulomni...dlaczego nikt z nas tak naprawde nie potrafi wzleciec do gory tak jak by tego chcial...?kazdy sie spieszy martwi cierpi...kazdy sie boi o swoje marzenia...boi sie ze sie spelnia...

tak...chyba jestesmy glupi...

przy kazdej probie wzbicia sie nie zdazamy wystartowac sami podcinajac sobie skrzydla...i znowu roztrzaskales sie czlowieku o rzeczywisctosc...warto???...nie???...tez tak mysle...

wiec dlaczego ciagle spadasz???

...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
20 listopada 2002, 00:23

krazysz w mojej krwi...dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju???dlaczego nie pozwalasz zyc dalej...obrazy przed moimi oczami...nie chce!!!nie potrzebuje...chce znowu byc!sama...bez narkotyku...bez wszystkich mysli obrazow fotografii szczelnie zachowanych we mnie...po co mi to wszystko?jestes moja morfina...zzerasz kazda moja czastke...nie zostawisz nic dla mnie...zachlanny...od srodka zjadasz mnie powoli tak ze nie zabijesz lecz pozwolisz odradzac sie na nowo ze swiadomoscia ze o tak nie bede zyla...jestes pigulka...uzaleznilam sie...a tak sie bronilam...bezskutecznie...

nic nie rozumiesz...nawet nie wiesz...

Bez tytułu
Autor: zmieniona-trzy-kropki
19 listopada 2002, 02:12

po co?

Bez tytułu
Autor: zmieniona-trzy-kropki
19 listopada 2002, 02:07

...where the hapiness ends the sorrow begins...and so on...exept the sorrow is endless and the hepiness is a dream...

...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
19 listopada 2002, 02:05

wraz z bolem i okrzykiem ostatniego wspolnego tchnienia odszedles...zbrales ze soba mnie...nie oddycham juz...nie zyje...

zatancze dla Ciebie w sukni uszytej z moich lez i Twojego strachu...zatancze...

poczuje cieplo...a Ty znikniesz...znowu...tak jak by nigdy Ciebie nie bylo...a Twoj oddech zostanie ze mna bezpiecznie zamkniety tam gdzie nadal goraca skaza slodyczy jakby od wczoraj czeka na Ciebie z nadzieja ze wrocisz ogrzac ponownie...

ale nie wrocisz...pozwolisz zamarznac...

nieszczerosc...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
18 listopada 2002, 19:23

...

i znowu zzarla mnie nieszczerosc objawiona moim oczom...boli...piecze...zalewa mnie i przepelnia smutkiem... dlaczego ludzie przywdzewaja maski...?

powinnam czuc sie inna?...gorsza...na to wychodzi...

coz...

 

...przyjazn...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
16 listopada 2002, 00:43

jedna z prawd jakich nauczylam sie pewien czas temu to : "przyjazn nie konczy sie nigdy,a jezeli tak sie stalo znaczy, ze nigdy jej nie bylo"... oraz stare znane i lubiane: "prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedzie"...ok tak wlasnie jest i nie ma nawet po co nad tym dyskutowac.

ale jak wiadomo czlowiek sie zmienia...ewoluuje poprzez nauke o zyciu(jakiez to banalne ze najczesciej faktycznie na bledach)...i do moich "prawd o przyjazni" dodalam kilka: "NIE MA PRZYJAZNI PO ZWIAZKU"(banalne ale niestety wielce prawdziwe gdy ktos dalej kocha)...oraz: "NIE MA PRZYJAZNI MIEDZY FACETEM A KOBIETA"...-w kazdym razie nie jest to szczera przyjazn...taki rodzaj przyjazni jest tylko wtedy gdy jedna ze stron jest zainteresowana czyms wiecej...

Z TOBA ODESZLY ANIOLY... 

 

...spacer...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
16 listopada 2002, 00:33

bylam przed chwila...z przyjaciolka i jej psem.spotkanie jak zwykle udane i odstresowujace ale o innym spacerze mysle...

ON byl dzisiaj na spacerze...oczyma wyobrazni widze wiatr targajacy delikatnie jego wlosy i lekko zaczerwienione policzki...ale nie byl to spacer samotny...byl z osoba ktorej kiedys ufalam ponad wszystko...ostatnio gdy zapytala sie mnie co do niej czuje w tej chwili odpowiedzialam po chwili namyslu i wsluchiwania w siebie: "nic"...nie klamalam.tak po prostu jest i to mnie cieszy bo przez to nie boli...

ich wspolny spacer nie powinien mnie kompletnie obchodzic...nie powinnam nawet zaprzatac tym sobie mysli...jest oczywiscie "ale"...problem w tym ze nie ufam im(a co smieszniejsze niegdys byly to osoby ktorym ufalam bezgranicznie...).nie twierdze od razu ze to spisek i chca mi podlozyc bombe pod lozko...nie koniecznie...ona ma kogos i jest chyba szczesliwa wiec problemu niby nie ma...niby...bolalo by mnie gdyby ON jej sie "zwierzal"(<--dosyc pretensjonalne slowo ale nie ma dzisiaj weny na wymyslanie-przepraszam).bolaloby dlatego ze wobec mnie nie byl nigdy do konca szczery a bylismy dosyc blisko...a gdyby On teraz...jej...ech...:(

ON chcial niedawno porozmawiac.stwierdzil ze nie mozemy byc zupelnie obcymi ludzmi...porozmawialismy...ona chciala niedawno porozmawiac bo stwierdzila ze mamy o czym...porozmawialysmy...ON ucieszyl sie ze juz jest dobrze(a czy jest?)...ona powiedziala ze chce zeby bylo lepiej...

ale w takim razie dlaczego nikt nie przyjdzie wyciagnac mnie na spacer???

 

 

...cisza...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
13 listopada 2002, 22:41

jakby tak zamknac sie w ciszy???sluchac tylko delikatnego echa duszy i serca...tak chcialabym...chcialabym bys zamknal mnie w swoich dloniach...zostalabym tam na zawsze...kurczowo trzymajac sie Twojego kciuka...zyjac Twoim zapachem i smakiem...tak bardzo bym chciala...miec chociaz kawalek Ciebie...na wlasnosc tylko dla siebie...na wieki i bez zbednych slow...w pelnym zaufaniu...spojna calosc majaca byc tylko dopelnieniem czegos piekniejszego...

a pozostala mi tylko tesknota...kilka wspomnien...czerwien...biel...woda...czern...no i bezsensowna i beznadziejna nadzieja...pani potezna i niezalezna...silniejsza ode mnie...umieram

jutro urodze sie na nowo...by znowu to samo...

masochisci...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
12 listopada 2002, 23:21

dlaczego tylu ludzi moze i sobie powiedziec: "tak jestem masochista"...???swoja droga ciekawa jestem czy ktokolwiek kiedykolwiek gdziekolwiek utworzy stowarzyszenie typu AA tylko ze to by sie nazywalo AM-anonimowi masochisci....

wiadomo ze czesc tych ludzi nie chce sie przyznac do tej przypadlosci,inni boja sie,a jeszcze inni nie do konca zdaja sobie sprawe o co chodzi...niektorzy po prostu nie wiedza dlaczego ciagle ich boli...nie zdaja sobie sprawy ze boli na wlasna prosbe...

Dlaczego pozwalasz mu sie ranic???dlaczego dobrowolnie ranisz siebie???dlaczego trwasz przy nim mimo wszystko patrzac i czujac swoje krwawiace serce??szukasz duszy bo pozwolilas by on Ci ja odebral...

bogowie...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
10 listopada 2002, 14:10

dlaczego ludzie kreuja sie na bogow?jest niestety wielu takich ,oczywiscie nie wszyscyludzie sa tacy.niekotrym brak chceci czy odwagi,niektorzy maja po prostu sumienie...pseudo-bogowie najwyrazniej go nie maja.sa wiecznie zamknieci w sobie,tajemniczy i cierpiacy chca aby zwracac na nich uwage i sluchac ich...chca by czuc sie zaleznym od nich.na przemian traktuja zimnym i cieplym strumieniem uczuc.bawia sie toba.chca bys cierpial.to sprawia im niesamowita rozkosz...

po co nam tacy?podobno roztrzasamy wszystkie problemy do rangi III wojny swiatowej.do czego w takim razie potrzebni nam pseudo-bogowie wiecznie siejacy w nas niepokoj???

pogrzeb...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
08 listopada 2002, 17:50

i coz bylam...plakalam...ale znowu czuje sie normalnie...ale juz sie nie martwie tym.jestem spokojna bo wiem ze tak dla niego bedzie lepiej.zero zmartwien bolu strachu i kobieta ktora odeszla dlugo przed nim,ukochana.jest szczesliwy.patrzy na mnie.ja takze powinnam byc szczesliwa ze jest mu juz dobrze...

ile osob bylo.i to w wiekszosci jego znajomi.nie tej zmiji i zakaly.w koncu sie od niej uwolinil tak jak chcial.nie musi juz jej znosic.dzieki Bogu...

zrobilam mu serce z gliny...pomalowalam i wpypisalam na nim imona moje i mojej siostry.oraz "kochamy Cie"...wrzucilam razem z nim do tego ciemnego dolu.

nie jest sam...nigdy juz nie bedzie...jestem szczesliwa jego szczesciem...

zmeczenie...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
07 listopada 2002, 00:53

dlaczego dzisiaj wszyscy sa zmeczeni???to jakas epidemia?czyzby ludzie popadali juz w wegetacje jesienno-zimowa...?ech nie ma co jak niedzwiadki wszyscy chca sie pochowac w jaskiniach i przespac zime...ja tez bym chyba tak chciala...jest tak zimno...

jestem sowa.kocham spac ale w dzien...noc jest poczatkiem dnia..jego glowna czescia...czy ktos oprocz mnie tak ma?

w piatek pogrzeb.umarl ktos z mojej rodziny,z niewielkiej grupki naszej familii ktora utrzymuje ze soba kontakt...ale jestem straszna...zaczynam siebie przerazac...smierc nadeszla we wtorek.plakalamkiedy sie dowiedzialam.bylo mi zle...mialam do siebie pretensje ze ostatnio go zaniedbalam...ze ostatnio go nie odwiedzalam...ze widzialam go tak dawno...w sporej czesci tez przeklinalam w myslach ta ktora go zabila...nie chce jej znac...na pogrzebie chyba jej napluje w twarz...w koncu sama stwierdzila tacie ze ja to jednak jestem wredna...

ale wiecie co jest najgorsze?to ze nie czuje nic.ubieram sie na czarno,mysle o nim,ale nie tragizuje jak zwykl czlowiek robic po uracie bliskiej osoby...czy ja jestem normalna???czy jestem az takim nieczulymmonstrum?:(boje sie...bo jezeli tak...

ciesze sie ze go nie bolalo.ciesze sie bo wiem ze trafil tam gdzie trzeba,nie meczy sie juz,jest szczesliwy zdrowy i ma u boku kobiete ktora kochal nade wszystko...

ale znowu nie zdazylam powiedziec: "kocham Cie"...:(

...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
06 listopada 2002, 00:49

zimno juz...co ja pisze mroz!a przeciez powinna byc piekna jesien...nie rozumiem...a powoli zbliza sie zima...zimno no i coca cola z mikolajem-pedofilem jak zauwazyli to niektorzy...

tak sie zastanawialam...(tak ja mysle!)...mialam juz kilka razy wyczyscic tego bloga i zniknac z powierzchni tej strony.balam sie braku akceptacji...a tak bardzo jej chcialam...jestem tu juz jakis czas i wlasciwie nie wiem czy ja zdobylam czy nie...ale wiecie co?to mnie nie powinno interesowac!

bo wlasciwie po co zalozylam tego bloga?mysle ze powinien on byc przede wszystkim dla mnie.bo wiecie cierpie na przypadlosc wiecznego niepokoju...nie zapisujac czegos czuje sie zle.uspokaja mnie widok moich mysli...ale musza byc wyryte dokladnie -czarno na bialym.dlatego otaczam sie zawsze sterta najrozniejszych notesow notesikow i kartekuszek...zeby nie czuc niepokoju...

oczywscie milo mi jest niezmiernie (i to drugi powod zalozenia bloga)kiedy ktos czyta co napisalam.powinno mnie zadowalac po prostu wywolywanie emocji tym co pisze ale jestem chyba na to za slaba...dlatego chcialam sobie pojsc...ale pomyslalam dlaczego inni ludzie maja miec taki wpyw na mnie?dlaczego tryumfowac ma ktos komu nie podoba sie co pisze i jak pisze jezeli robie to nie tylko dla innych ale takze dla siebie?przeciez juz pewien czas temu obiecalam sobie ze nie pozwole zeby ktos mnie bezkarnie kopal.nie bede odchodzila ze spuszczona glowa.nie bede tez atakowac.po prostu nie bede zwracac uwagi...bo i po co?

wiem ze sa ludzie(co prawda garstka) ktorzy nie koniecznie czytaja czy niekoniecznie im sie to podoba ale rozumieja...znaja mnie.wiedza co siedzi w mojej glowce i sa ze mna.ucieszylam sie ze blog podoba sie mojej siostrzycce.jest cudowna kocham ja bardzo i bardzo za nia tesknie.i to juz jest bodziec.podoba sie choc jednej osobie wiec warto tu byc!warto tu trwac.

dziekuje wspanialym ktorzy sa wazni...(kolejnosc wystepowania bez wiekszego znaczenia):mojej siostrzycce-kamusi,secretgerdenkowi-mojemu kochanemu pakierkowi,olusi-jest ze mna,radeczkowi-jest cudowny,uspokaja mnie i cieszy,peonkowi-jest i nie przestaje byc,jest dobry...tym osobom nie zdolam podziekowac.sa i to jest cudowne.

nie potrzebuje tu zadnego kuby w. czy tysiecy freudow jakich tu mozna znalezc.jestem soba i dobrze mi z tym.nie mam sie czego wstydzic.wiec jezeli macie ochote czytac to jest mi naprawde milo...jezeli nie trudno...nikt Was tu nie ciagnie...dziekuje

zabila...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
05 listopada 2002, 09:09

zabila go...kobieta ktora chyba ma pakt z diablem.zabila go...swoja chciwoscia i brakiem milosc...swoj osboa ...toksyczna kobieta...wredna egoistka...chociaz na pewno jej przykro...jego pieniazki nie beda juz jak do tej pory przychodzily do drzwi...jak co miesiac...suka...

ostatni...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
04 listopada 2002, 23:28

Nie moglam juz wytrzymac,przytulilam.chcialam zeby czul sie bezpiecznie,zeby czul ze jestem.jego lzy plynely,wolne,w koncu,po dlugim okresie powstrzymywania ich.a ja bylam szczesliwa.czulam sie tak wspaniale wyrozniona-zaufal mi ,naprawde.w koncu nie bylam jedyna osoba,do ktorej mogl przyjsc.uspokoil sie...lzy przestaly juz plynac.odsunal sie lekko ode mnie patrzac na mnie swymi pieknymi oczyma...zblirzyl swoja twarz do mojej,czulam jego cieply oddech na policzku.trwalismy tak przez chwile.nie chcialam juz nic.zycie moglo sie skonczyc,swiat mogl juz przestac istniec,nicosc mogla przyjsc...ja bylam szczesliwa...zblirzyl swoja twarz i rozplynelam sie  pod  dotykiem aksamitu jego ust...moglam wtedy juz umrzec ze szczescia.powoli zaczal mnie rozbierac.po chwili oboje bylismy nadzy.

ciepla woda pomogla....obmywalismy sie nawzajem z oskarzen,win,bolu,strachu i wszystkich niewypowiedzianych slow.nie potrzebowalismy recznikow.cieplymi slowami,oddechami i pocalunkami osuszylismy sie wzajemnie.bylo tak pieknie....wyszlismy z lazienki.polozylismy sie na lozku.patrzylismy na siebie...nadzy...ale bylo to takie niewinne.jak dziecko cieszylam sie jego spojrzeniem,jego dotykiem,obecnoscia...jak dziecko...jego pieszczoty i pocalunki tak slodkie i delikatne a zarazem pozadliwe i dzikie.czulam ogien.bylam juz pod samym niebem.szczesliwa...

otworzylam oczy...przetarlam je przeciagajac sie...dlonia szukalam jego dloni,ustami jego ust,w kocu oczyma jego spojrzenia...a tu pusto...nic...ktos podcial mi skrzydla...wysoko spod nieba bolesnie upadlam na ziemie...lekko sie potluklam...tylko glos dobiegajacy z drugiego pokoju:wstawaj kora bo sie spoznisz...sen...piekny sen...cholera ale dlaczego???

Bez tytułu
Autor: zmieniona-trzy-kropki
04 listopada 2002, 02:09

a i po cholere komplikowac...skoro taka jestem odejde od razu...przepraszam

placze...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
04 listopada 2002, 02:06

jestem?nie wiem...moze?kazdy z nas chyba jest...czuje sie zle...skoncze i odejde...

cd-prosze o komentarze...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
04 listopada 2002, 00:56

Do tej pory nigdy nie odkryl przede mna siebie,nigdy tak do konca.chowal sie wiecznie pod lawina uspokojen,pod pretekstem ze dla mnie tak bedzie lepiej...wiecznie odkopywal dolek w ktory chowal glowe unikajac odpowiedzi...a teraz siedzial tak blisko,ze przygnebienia juz nawet nie probowal ukryc.

stalam przy drzwiach czekajac na jakakolwiek wskazowke z JEGO strony...tak bardzo chcialam go przytulic,tak bardzo chcialam mu pomoc,pragnelam byc dla niego oparciem,pragnelam tego kazda najmniejsza czastka siebie, ale tez balam sie przerazliwie.balam sie ruszyc,by nie sploszyc GO jak niedolezny lowca ploszy swa zwierzyne...dlatego stalam i czekalam...podniosl wzrok,patrzyl sie przed siebie,nastepnie skierowal swe piekne oczy w moja strone,poprosil zebym usiadla,zebym byla obok niego.usiadlam wpatrujac sie w jego usta.chcialam zeby zaufal mi tak naprawde.On jakby czytajac w moich myslach zaczal mowic...nie musial mowic wiele.znalam GO.rozumielam JEGO spojrzenie,milczenie...mowil nimi do mnie.a ja sluchalam,sluchalam jak tylko najlepiej potrafilam.wiedzialam ze tego teraz potrzebuje,ze bedzie mu lepiej gdy wyrzuci z siebie brzemie bolu...nawet milczeniem...nawet spojrzeniem...bylam zdziwiona szczeroscia i prostota JEGO gestow...bylo cicho a ja rozumialam wszytko co chcial mi przekazac...pierwszy raz powiedzial mi tyle o sobie.myslalam ze to koniec na ten wieczor...i tak to co sie stalo przerastalo mnie swoim pieknem.jednak bylo jeszcze cos,czego nie widzialam nigdy wczesniej.cos o czym nawet nie probowalam myslec czego nie przewidzialabym...ujrzalam lze...kropelke wody plynaca po JEGO policzku podobna do tych kapiacych za oknem ale piekniejszej,prawdziwej...

cdn.

cd-prosze o komentarze...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
03 listopada 2002, 02:53

Odlozylam sluchawke oszolomiona.stalam chwile nieruchomo trzymjac telefon w dloni.dzwiek domofonu brzmiaacy w moich uszach wyrwal mnie z tego chwilowego odretwienia.otworzylam przypominajac sobie ,ze przeciez jestem naga.szybko wsliznelam sie w cos wygodnego.uslyszalam pukanie do drzwi.podeszlam i otworzylam MU.Stal przed progiem...nigdy nie przypominal dziecaka. pod zadnym wzgledem,a teraz stal ze wzrokiem "wbitym" w ziemie.wygladal tak niewinnie,chlopieco i bezbronnie.to bylo niesamowite-ON bezbronny???odkad Go znam nie pamietam by tak bylo.po chwili milczenia wposcilam GO do srodka,w ciszy wymieniajac jedynie spojrzenia poszlismy do pokoju.wszedl do srodka w pospiechy,nerwowo.usiadl na lozku.opierajac lokcie o kolana skryl twarz w swoich dloniach.obserwowalam GO z niedowierzaniem.ON pokazujacy jakakolwiek slobosc?to przeciez niemozliwe.odkad GO znam zawsze pokazywal ze panuje nad wszystkim a nic zlego nigdy sie nie dzieje...dzialo sie oczywiscie.ja o tym wiedzialam,on wiedzial...

cdn.

cd-prosze o komentarze...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
01 listopada 2002, 01:28

Nagle,przerwal moja rozkoszna chwile dzwiek telefonu.Wstalam podeszlam do biurka,dzwonik ON.balam sie "dlaczego tak pozno?".patrzylam na telefon,jednakocknowszy sie szybko odebralam-balam sie jeszcze bardziej,ze odlozy sluchawke,ze nie uslysze jego glosu a on wiecej nie zadzwoni-paradoks...

-Slucham...

-czesc to ja.

-czesc

-przepraszam ze tak pozno-uslyszalam JEGO drzacy glos w sluchawce

-nic nie szkodzi, cos sie stalo?

-nie...a wlasciwie...jestes sama?

-slucham?

-no,czy twoi rodzice wyjechali?

-tak

na weekend?

-tak

-kora...pamietasz,powiedzialas mi kiedys ze moge na ciebie liczyc?

-tak...

-powiedzialas ze chetnie wysluchasznze moge ci ufa...

-nic sie nie zmienilo...

-a moglbym spac u ciebie?przenocowalabys mnie?

-???jak to?cos sie stalo?

-moge???

-tak pewni

-bede za kilka minut...

-dobrze,czelam....

cdn.

prosze o komentarze....-one more time
Autor: zmieniona-trzy-kropki
01 listopada 2002, 01:21

Wyjelam z kieszeni zimny klucz,wlozylam do rownie chlodnego zamka,przekrecilam powoli.trzy razy w lewo..."a jednak bede sama".

otworzylam drzwi.weszlam do srodka.zasunelam zamek...cicho i powoli...wyprotowalam sie i spojrzalam w glab mieszkania.stalam tak chwile wpatrujac sie w ciemosc putego korytarza.Delektowalam sie ta ciemnoscia choc wcale nie jest ona moja przyjaciolka.trwalam w upojeniu sluchajac brzmienia ciszy...hmm...brzmiala tak slodko i spokojnie.zapalilam w kocnu swiatko zdejmujac buty i wieszajac kurtke.przechodzac korytarzem jak zwykle zerknelam w lustro.zobaczylam: nic-cien czlowieka pelen smutku i zalu.weszlam dalej.zapalilam swiatlo,mruzac jednoczesnie oczy."za jasno".

zapalilam lampke przy lozku,wzielam do reki zapalki i zapalilam wszystkie swiece jakie mam.po namysle zgasilam kilka,gdyz wszystkie razem dawaly zbyt duzo swiatla.usiadlam na lozku wyjmujac jednoczesnie z torebki papierosy.przed tym jednak wstalam i otworzylam okno.siedzialam tak na sofie delektujac sie smakiem smiertelnej i smierdzacej trucizny...wdychalam ja do pluc powoli...spokojnie..."jestem sama...nikt mnie nie pospieszy"...to byla moja chwila,chwila ciszy i spokoju...zamknelam okno ulsyszawszy odglos kropli na blaszanym parapecie.usiadlam na parapecie i ciszy nasluchiwalam...obserwowalam deszcz...czulam sie przy tym podniecona jak dziecko...patrzylam jak krople deszcze proboja wydrazyc rowki w szybie.wytrwale aczkolwiek nieskutecznie moze kiedys sie im uda?...tak czy inaczej deszcz wtedy byl dla mnie wyjatkowo piekny...

odeszlam od okna.powoli zaczelam sie rozbierac,kolejno zdejmujac czesci garderoby: spodnie,sweter,bluzke i w koncu bielizne...bylam naga i czulam sie zupelnie wolna i bezpieczna.wylaczylam umysl,wszystkie troski,zale,bol,gorycz,wszystko zdjelam z siebie razem z ciuchami...to bylo takie niesamowite i piekne.polozylam sie na lozku.cudowne cieplo swiec ogrzewalo moje cialo.zachwycona ta chwila zaczelam powolo sie w niej zatracac...

cdn.