Archiwum 01 listopada 2002


cd-prosze o komentarze...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
01 listopada 2002, 01:28

Nagle,przerwal moja rozkoszna chwile dzwiek telefonu.Wstalam podeszlam do biurka,dzwonik ON.balam sie "dlaczego tak pozno?".patrzylam na telefon,jednakocknowszy sie szybko odebralam-balam sie jeszcze bardziej,ze odlozy sluchawke,ze nie uslysze jego glosu a on wiecej nie zadzwoni-paradoks...

-Slucham...

-czesc to ja.

-czesc

-przepraszam ze tak pozno-uslyszalam JEGO drzacy glos w sluchawce

-nic nie szkodzi, cos sie stalo?

-nie...a wlasciwie...jestes sama?

-slucham?

-no,czy twoi rodzice wyjechali?

-tak

na weekend?

-tak

-kora...pamietasz,powiedzialas mi kiedys ze moge na ciebie liczyc?

-tak...

-powiedzialas ze chetnie wysluchasznze moge ci ufa...

-nic sie nie zmienilo...

-a moglbym spac u ciebie?przenocowalabys mnie?

-???jak to?cos sie stalo?

-moge???

-tak pewni

-bede za kilka minut...

-dobrze,czelam....

cdn.

prosze o komentarze....-one more time
Autor: zmieniona-trzy-kropki
01 listopada 2002, 01:21

Wyjelam z kieszeni zimny klucz,wlozylam do rownie chlodnego zamka,przekrecilam powoli.trzy razy w lewo..."a jednak bede sama".

otworzylam drzwi.weszlam do srodka.zasunelam zamek...cicho i powoli...wyprotowalam sie i spojrzalam w glab mieszkania.stalam tak chwile wpatrujac sie w ciemosc putego korytarza.Delektowalam sie ta ciemnoscia choc wcale nie jest ona moja przyjaciolka.trwalam w upojeniu sluchajac brzmienia ciszy...hmm...brzmiala tak slodko i spokojnie.zapalilam w kocnu swiatko zdejmujac buty i wieszajac kurtke.przechodzac korytarzem jak zwykle zerknelam w lustro.zobaczylam: nic-cien czlowieka pelen smutku i zalu.weszlam dalej.zapalilam swiatlo,mruzac jednoczesnie oczy."za jasno".

zapalilam lampke przy lozku,wzielam do reki zapalki i zapalilam wszystkie swiece jakie mam.po namysle zgasilam kilka,gdyz wszystkie razem dawaly zbyt duzo swiatla.usiadlam na lozku wyjmujac jednoczesnie z torebki papierosy.przed tym jednak wstalam i otworzylam okno.siedzialam tak na sofie delektujac sie smakiem smiertelnej i smierdzacej trucizny...wdychalam ja do pluc powoli...spokojnie..."jestem sama...nikt mnie nie pospieszy"...to byla moja chwila,chwila ciszy i spokoju...zamknelam okno ulsyszawszy odglos kropli na blaszanym parapecie.usiadlam na parapecie i ciszy nasluchiwalam...obserwowalam deszcz...czulam sie przy tym podniecona jak dziecko...patrzylam jak krople deszcze proboja wydrazyc rowki w szybie.wytrwale aczkolwiek nieskutecznie moze kiedys sie im uda?...tak czy inaczej deszcz wtedy byl dla mnie wyjatkowo piekny...

odeszlam od okna.powoli zaczelam sie rozbierac,kolejno zdejmujac czesci garderoby: spodnie,sweter,bluzke i w koncu bielizne...bylam naga i czulam sie zupelnie wolna i bezpieczna.wylaczylam umysl,wszystkie troski,zale,bol,gorycz,wszystko zdjelam z siebie razem z ciuchami...to bylo takie niesamowite i piekne.polozylam sie na lozku.cudowne cieplo swiec ogrzewalo moje cialo.zachwycona ta chwila zaczelam powolo sie w niej zatracac...

cdn.