Archiwum 04 listopada 2002


ostatni...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
04 listopada 2002, 23:28

Nie moglam juz wytrzymac,przytulilam.chcialam zeby czul sie bezpiecznie,zeby czul ze jestem.jego lzy plynely,wolne,w koncu,po dlugim okresie powstrzymywania ich.a ja bylam szczesliwa.czulam sie tak wspaniale wyrozniona-zaufal mi ,naprawde.w koncu nie bylam jedyna osoba,do ktorej mogl przyjsc.uspokoil sie...lzy przestaly juz plynac.odsunal sie lekko ode mnie patrzac na mnie swymi pieknymi oczyma...zblirzyl swoja twarz do mojej,czulam jego cieply oddech na policzku.trwalismy tak przez chwile.nie chcialam juz nic.zycie moglo sie skonczyc,swiat mogl juz przestac istniec,nicosc mogla przyjsc...ja bylam szczesliwa...zblirzyl swoja twarz i rozplynelam sie  pod  dotykiem aksamitu jego ust...moglam wtedy juz umrzec ze szczescia.powoli zaczal mnie rozbierac.po chwili oboje bylismy nadzy.

ciepla woda pomogla....obmywalismy sie nawzajem z oskarzen,win,bolu,strachu i wszystkich niewypowiedzianych slow.nie potrzebowalismy recznikow.cieplymi slowami,oddechami i pocalunkami osuszylismy sie wzajemnie.bylo tak pieknie....wyszlismy z lazienki.polozylismy sie na lozku.patrzylismy na siebie...nadzy...ale bylo to takie niewinne.jak dziecko cieszylam sie jego spojrzeniem,jego dotykiem,obecnoscia...jak dziecko...jego pieszczoty i pocalunki tak slodkie i delikatne a zarazem pozadliwe i dzikie.czulam ogien.bylam juz pod samym niebem.szczesliwa...

otworzylam oczy...przetarlam je przeciagajac sie...dlonia szukalam jego dloni,ustami jego ust,w kocu oczyma jego spojrzenia...a tu pusto...nic...ktos podcial mi skrzydla...wysoko spod nieba bolesnie upadlam na ziemie...lekko sie potluklam...tylko glos dobiegajacy z drugiego pokoju:wstawaj kora bo sie spoznisz...sen...piekny sen...cholera ale dlaczego???

Bez tytułu
Autor: zmieniona-trzy-kropki
04 listopada 2002, 02:09

a i po cholere komplikowac...skoro taka jestem odejde od razu...przepraszam

placze...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
04 listopada 2002, 02:06

jestem?nie wiem...moze?kazdy z nas chyba jest...czuje sie zle...skoncze i odejde...

cd-prosze o komentarze...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
04 listopada 2002, 00:56

Do tej pory nigdy nie odkryl przede mna siebie,nigdy tak do konca.chowal sie wiecznie pod lawina uspokojen,pod pretekstem ze dla mnie tak bedzie lepiej...wiecznie odkopywal dolek w ktory chowal glowe unikajac odpowiedzi...a teraz siedzial tak blisko,ze przygnebienia juz nawet nie probowal ukryc.

stalam przy drzwiach czekajac na jakakolwiek wskazowke z JEGO strony...tak bardzo chcialam go przytulic,tak bardzo chcialam mu pomoc,pragnelam byc dla niego oparciem,pragnelam tego kazda najmniejsza czastka siebie, ale tez balam sie przerazliwie.balam sie ruszyc,by nie sploszyc GO jak niedolezny lowca ploszy swa zwierzyne...dlatego stalam i czekalam...podniosl wzrok,patrzyl sie przed siebie,nastepnie skierowal swe piekne oczy w moja strone,poprosil zebym usiadla,zebym byla obok niego.usiadlam wpatrujac sie w jego usta.chcialam zeby zaufal mi tak naprawde.On jakby czytajac w moich myslach zaczal mowic...nie musial mowic wiele.znalam GO.rozumielam JEGO spojrzenie,milczenie...mowil nimi do mnie.a ja sluchalam,sluchalam jak tylko najlepiej potrafilam.wiedzialam ze tego teraz potrzebuje,ze bedzie mu lepiej gdy wyrzuci z siebie brzemie bolu...nawet milczeniem...nawet spojrzeniem...bylam zdziwiona szczeroscia i prostota JEGO gestow...bylo cicho a ja rozumialam wszytko co chcial mi przekazac...pierwszy raz powiedzial mi tyle o sobie.myslalam ze to koniec na ten wieczor...i tak to co sie stalo przerastalo mnie swoim pieknem.jednak bylo jeszcze cos,czego nie widzialam nigdy wczesniej.cos o czym nawet nie probowalam myslec czego nie przewidzialabym...ujrzalam lze...kropelke wody plynaca po JEGO policzku podobna do tych kapiacych za oknem ale piekniejszej,prawdziwej...

cdn.