Archiwum 27 listopada 2002


ponad nia?
Autor: zmieniona-trzy-kropki
27 listopada 2002, 01:34

a gdyby tak rozlozyc skrzydla (najpierw je zbudowawszy) i wzleciec ponad ciemnosc??? byc ponad chlodem i strachem?...leciec tak slodko nie przejmujac sie nawet upadkiem???...piekne...

ale k***a niemozliwe...nie ze mna ...nie z moimi skrzydlami...nie na tym swiecie...

wiec bede sie bac dalej...

ciemnosc...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
27 listopada 2002, 00:33

spokojnie wdycham kurz ksiazek ukladanych niedawno przeze mnie na polce...patrze sie tepo w sciane...pies szczeknal przez sen...ocknelam sie...zwrocilam wzrok w strone okna...i co tam widze? ciemnosc....przerazajaca samotna chlodna ciemnosc...nawet nie widze latarni zwykle rozswietlajacych ulice...nie widze luny ich swiatla...nie widze domu na przeciwko mojego bloku...nie widze tam nic...chociaz...jakis obraz jest...chlod...wilgotny...przeszywajacy mimo szczelnosci okien chlod....i widze siebie...widze swoje odbicie w szybie okna...siebie na tle tej ciemnosci...

boje sie...boje sie tej ciemnosci...swojego odbicia...tego bloku na przeciwko...tego chlodu...boje sie ze Ciebie nie ma...nie otulasz mnie juz soba...nie koisz mnie swoja obecnoscia...a tak bardzo chcialabym sie w Tobie zanurzyc...tak chcialabym poczuc...ale boje sie...

a jezeli ta ciemnosc juz zawsze bedzie???jezeli juz zawsze bede sie bac???

dylemat...
Autor: zmieniona-trzy-kropki
27 listopada 2002, 00:20

wiem ze to banalne i byc moze nie warte napisania tutaj...ale dla mnie to naprawde problem...no moze nie problem ale mam duzo myslenia nad tematem...

chodzi mianowicie o NIEGO oczywiscie...bylismy ostatnio w kinie...(swoja droga polecam "the ring")bylo calkiem milo itd itp...jednak stwierdzam ze inicjatywa na jakiekolwiek spotkania wychodzi ode mnie...nie od NIEGO...wiem ze 1)kocham GO wciaz dlatego staram sie o spotaknia 2)faceci raczej nie dbaja zazwyczaj o zwiazki platoniczne(tym bardziej po zwiazku) 3)on musi sie duuuzzzooo uczyc...w koncu to ETI a nie szkolka niedzielna...

ale przeciez obiecywal mi przyjazn...wtedy ...21 maja....a nawet pozniej...(wlasnie stwierdzilam ze zapomnialam o "rocznicy" rozstania w tym miesiacu...moze troche ze mna lepiej?)...i co mam z tej przyjazni?spotkania kiedy sie o nie postaram?...moze pomyslicie(niektorzy na pewno...)ze jestem szczeniakiem ganiajacym za swoim ogonem bez sensu...moze stwierdzicie ze mam glupie problemy i ze nie jestem dojrzala piszac takie bzdury...powiem tylko na swoja obrone ze jestem szczera...a do tego kocham...naprawde kocham!

i teraz nie wiem czy zaprosic go na ten pierwszy bal...powinnam? czuje sie jak w podstawowce kiedy dziewczynka chciala zaprosic chlopca na dyskoteke ale bala sie "nie"...

mimo ze to juz nie podstawowka...ja tez boje sie "nie"...ale to chyba normalne...prawda?