wiem ze to banalne i byc moze nie warte napisania tutaj...ale dla mnie to naprawde problem...no moze nie problem ale mam duzo myslenia nad tematem...
chodzi mianowicie o NIEGO oczywiscie...bylismy ostatnio w kinie...(swoja droga polecam "the ring")bylo calkiem milo itd itp...jednak stwierdzam ze inicjatywa na jakiekolwiek spotkania wychodzi ode mnie...nie od NIEGO...wiem ze 1)kocham GO wciaz dlatego staram sie o spotaknia 2)faceci raczej nie dbaja zazwyczaj o zwiazki platoniczne(tym bardziej po zwiazku) 3)on musi sie duuuzzzooo uczyc...w koncu to ETI a nie szkolka niedzielna...
ale przeciez obiecywal mi przyjazn...wtedy ...21 maja....a nawet pozniej...(wlasnie stwierdzilam ze zapomnialam o "rocznicy" rozstania w tym miesiacu...moze troche ze mna lepiej?)...i co mam z tej przyjazni?spotkania kiedy sie o nie postaram?...moze pomyslicie(niektorzy na pewno...)ze jestem szczeniakiem ganiajacym za swoim ogonem bez sensu...moze stwierdzicie ze mam glupie problemy i ze nie jestem dojrzala piszac takie bzdury...powiem tylko na swoja obrone ze jestem szczera...a do tego kocham...naprawde kocham!
i teraz nie wiem czy zaprosic go na ten pierwszy bal...powinnam? czuje sie jak w podstawowce kiedy dziewczynka chciala zaprosic chlopca na dyskoteke ale bala sie "nie"...
mimo ze to juz nie podstawowka...ja tez boje sie "nie"...ale to chyba normalne...prawda?