Archiwum 25 października 2002


po cholere milosc?
Autor: zmieniona-trzy-kropki
25 października 2002, 01:33

przed chwila zlozylam u przyjaciolki komentarz broniac w pewnym sensie milosci...ale tak wlasciwie to po co ona nam???   moze to tylko instynkt aby zachowac gatunek? albo chemia ktora ludzie barwia uczuciami i innymi sentymentami zeby usprawiedliwic chec zaspokojenia swoich zwierzacych i calkiem fizycznych potrzeb???

no bo gdyby tak nie bylo to po co byly by malenstwa wspolne odpisywanie podatkow skladanie pitow i inne bzdury ktore mnie nie interesuja???po cholree by to bylo?gdyby chodzilo o uczucia wystarczylo by "kocham Cie"...a nie rozwazanie czy jest sie swietnym materialem na zone czy meza...

dlaczego to tak cholernie boli???podobno milosc jest jak inny swiat w ktory sie zanurzamy nie chcac wrocic na ziemie...no i gdzie sa qrna te obloki???dlaczego znikaja z horyzontu?czy to Bog bawi sie chcac dac nam namiastke uczucia by do konca zycia marzyc o milosci?i umierac z nadzieja ze moze jeszcze przed ostatnim tchnieniem jeszcze raz poczujemy to co nazwane miloscia...

a co to wlasciwie milosc???

wiem jedno to boli...

porzadanie...no i co???
Autor: zmieniona-trzy-kropki
25 października 2002, 00:52

i co???

ostatnio troche myslalam...i mialam tyle tematow do poruszenia.blog zrobil sie lekkim nalogiem do czego bez bicia sie przyznaje. ale... tak sobie pomyslalam ze pisanie go mija sie troche z celem jaki chcialam osiagnac...moze to przez to ze pisze od niedawna moze dlatego ze strasznie sie rozpisuje(mam swiadomosc mojego gadulstwa uwierzcie mi) albo ze pisze nudno moze dlatego ze pisze dosc pozno ...nie mam pojecia o co chodzi...chcialam zeby ludzie czytali co pisze...chociaz wiem ze zawsze mam mojego secretgardenka...to zawsze cos!(i to jakie kochane "cos":))...

wiec moze nie jest az tak zle?moze to tylko jesien puka juz do mojego mozdzka i szepcze cichutko:smuc sie smuc...?

to bardzo mozliwe...

odbiegne leciutko od tematu...czy faceci tez ...a nawet nie dokoncze bo jasne ze tak!:)a juz wyjasniam o co chodzi..chodzi o PORZADANIE...nie wiem co sie ze mna dzieje!hormony mi szaleja jak dzikie!na szczescie nie chodzi o wszystkich facetow na ziemi(wtedy to bym sie chyba do kaloryfera przywiazala;) ).bylo dzisiaj u mnie moje najukochansze sloneczko(ktore niestety nie swieci juz dal mnie:( )no i dzieki Bogu ze byl w bluzie...gdybym zobaczyla jego boskie ramiona to chyba bym sie na niego rzucila...dlaczego to tak jest?przyszedl czas na rozmnazanie czy co?moze moj organizm czuje juz potrzebe przedluzenia gatunku?

ostatnio ogladalam film "dotyk milosci"...nie wiem byc moze nie wczulam sie odpowiednio ale rozsmieszyl mnie ten film(a zwykle lubie se na filmie poryczec)...razem z secretgardenkiem smialysmy sie z niego ku niezadowaoleniu dziewczyn placzacych jak bobry...

spojrzalam tylko na dlonie vala kilmera i pomyslalam:"fajne dlonie...ciekawe jak ich moze uzyc"...;) buzi i pozdrawiam wszystkich napalonych!!!!!!!hurra dla hormonow!:)